Idea postu powstała w przeddzień mojej pierwszej podróży Frontier Airlines z Denver, Kolorado do Cleveland, Ohio. Nie wiedziałam, czego oczekiwać. Jestem weteranem lotów RyanAir, EasyJet czy WizzAir, więc na własnej skórze doświadczyłam, dlaczego bilety potrafią być takie tanie. Opłaty za bagaż czy wodę, ważenie plecaków, lotniska na przysłowiowym zadupiu - dobrze rozumiałam, w jaki sposób tanie linie oszczędzają na pasażerach. Ciekawa byłam, jak takie praktyki wyglądają w wersji amerykańskiej, gdzie klienci są o wiele bardziej rozpuszczeni przez dominujących przewoźników typu Delta czy United Airlines.
Moja podróż była bardzo bogata w doświadczenia (powiedziałabym, że aż za bardzo!), więc chętnie zasiadłam do pisania mojej recenzji.
Cena biletu
Nie da się ukryć, że to główny magnes Frontier Airlines. W porównaniu z innymi przewoźnikami, zdecydowanie wybija się na przód. Za bilet na weekendowy wypad kupiony 2 tygodnie przed odlotem zapłaciłam $218. Zdecydowanie częściej płacę 2 lub 3razy tyle. Malutki haczyk - cena nie wlicza kilka rzeczy. Nie masz możliwości wyboru miejsca siedzącego, jest ono wybrane losowo podczas odprawy. Nie był to dla mnie żaden problem, przy dłuższych lotach preferuję miejsce przy korytarzu, dzięki czemu mogę bez problemu wstać i się rozprostować. Przy podróży, która trwa mniej niż 4 godziny, w ogóle mnie nie martwił fakt, że musiałam siedzieć w środku. Jeśli jednak jest to dla kogoś ważne, trzeba się liczyć z dodatkową dopłatą rzędu $10-20. Dodatkowo, cena nie wlicza bagażu, zarówno głównego, jak i podręcznego. Jedyną rzecz, jaką można zabrać to tzw. personal item, który się musi zmieścić pod fotelem. Bez problemu spakowałam się na 3 dni w plecak, które spełniał wymagania rozmiarowe, więc zaoszczędziłam $70 (koszt bagażu podręcznego w obie strony). Zauważyłam jednak, że Amerykanie mają tendencję do zabierania dużych bagaży ze sobą, więc dla wielu z nich, cena biletu przestaje być aż tak bardzo atrakcyjna.
Godziny i miejsca docelowe podróży
Frontier ma bardzo bogatą sieć połączeń i oferuje podróże do najpopularniejszych zakątków USA, Kanady i Meksyku. Lotniska w większości nie znajdują się 100km za miastem, tak jak jest w przypadku RyanAir. Godziny podróży to już inna sprawa… Podczas mojego weekendowego wypadu wylądowałam w Cleveland w piątek o 1 rano czasu lokalnego, a planowany odlot miałam w poniedziałek o, uwaga, 5.30 rano. Nietrudno obliczyć, że sen nadrabiałam w powietrzu. Plusem takiego czasu podróży był fakt, że teoretycznie mogłam iść w poniedziałek do pracy i naprawdę byłam w stanie maksymalnie wykorzystać długi weekend na czasie ze znajomymi zamiast w podróży.
Bagaż
Wspomniałam już o kosztach bagażu, teraz pora na rozmiar. W tej kwestii Frontier najbardziej mi przypomina RyanAir z tymi znienawidzonymi malutkimi koszyczkami, w które biedni podróżnicy próbują zmieścić torby. Na szczęście, rozmiary bagażu są rozsądne, ale koszyki ‘straszą’ przy każdej bramce. Nie widziałam, żeby obsługa była bardzo restrykcyjna w tej kwestii, ale to pewnie zależy od dnia i osoby. Wygląda również na to, że pasażerowie są świadomi tych zasad i je przestrzegają - kilka osób sprawdzało przy mnie rozmiary ich walizek. W Europie zauważyłam, że sporo osób próbowało ukradkiem wnieść bagaż, który nie spełniał warunków rozmiarowych. Potem przed wejściem był płacz i rozpacz, bo musieli płacić za dodatkowy bagaż lub publicznie przepakować walizki, co na pewno było dla nich żenujące. Tutaj, póki co, takich scen nie widziałam.
Samolot
Samolot, jak samolot. Frontier nie ma specjalnie zaprojektowanych ‘tanich’ samolotów, korzysta z typowych Boeingów i Airbusów. Jedyna różnica, jaką zaobserwowałam, to rodzaj siedzeń. Były zauważalnie cieńsze i trochę mniej wygodne, podobne jakościowo do RyanAir. Chyba miałam mniej miejsca na nogi, ale przy moich 164 cm nie robiło mi to różnicy. Przy długim locie na pewno bym narzekała na wygodę, ale przy 3 godzinach lotu dało się bez problemu wytrzymać. Dodając do tego fakt, że inne linie lotnicze wprowadzają podobne zmiany, nie czułam, że podróżuję w złych warunkach.
Jedzenie i napoje na pokładzie
RyanAir kojarzy mi się z pakowaniem własnych kanapek i wody na drogę, pamiętam, że ceny jedzenia na pokładzie były absurdalne dla mojego studenckiego portfela. Potem przyzwyczaiłam się do latania standardowymi liniami lotniczymi, gdzie wszelkiego rodzaje napoje i czasami przekąski były serwowane za darmo. Frontier zdecydował się na strategię pośrodku. Jedyną rzecz jaką można dostać za darmo, jest woda, za wszystkie inne trzeba płacić. Nie przeszkadzało mi to, ale zauważyłam, że wiele osób zdecydowało się na zakup innych napojów, więc to kolejny koszt, który musieli doliczyć do ceny biletu.
Opóźnienia i inne wypadki
Ostatni akapit opisuje element podróży, który miał największy wpływ na moją opinię odnośnie Frontier. Nikomu nie życzę przechodzenia przez to, co ja przeżyłam, ale dzięki mojemu doświadczeniu, czuję, że mogę wydać solidny werdykt. Otóż wylot miałam w poniedziałek o 5.30 rano. Na lotnisku byłam w okolicy 4 rano, ledwo na nogach stałam, specjalnie nie piłam ani kawy ani herbaty, planując się przespać w samolocie. Siedziałam na krzesełku przy bramce i przez 40 minut próbowałam grać w sudoku, żeby nie zasnąć. Odprawa się zaczęła, ludzie zaczęli wchodzić na pokład i w pewnym momencie, obsługa przerwała sprawdzanie biletów, mówiąc, że jest problem techniczny z samolotem. Wszyscy wiemy, jak takie sytuacje często się kończą, od razu miałam negatywne myśli. Koniec końców, zamiast wylecieć o 5.30 rano, udało się nam opuścić Cleveland dopiero o 3 po południu. Tyle czasu zajęło sprowadzenie nowego samolotu. Nie chcę opisywać jak wyglądał mój dzień na lotnisku, bo byłaby to bardzo nudna historia. Przeczytałam 2 książki, odwiedziłam wszystkie sklepy, odpowiedziałam na maile z pracy itp. Ważniejsze jest, jak Frontier zareagował na opóźnienie. Bez zarzutu. Dawno nie miałam przyjemności być obsługiwana przez tak profesjonalną grupę pracowników. Informowali nas na bieżąco o zmianach, odpowiadali na wszystkie pytania, byli bardzo pogodni i cierpliwi. Pasażerowie też pomogli całej sytuacji, nie wyżywali się na niczemu winnej obsłudze naziemnej, przeklinali tylko z lekka pod nosem i wielokrotnie żartowaliśmy między sobą, że tak się kończy tanie podróżowanie. Dodatkowo, dostaliśmy bony na śniadanie i obiad, które pewnie okiełznały tych bardziej nerwowych klientów. Wielkim plusem, który chyba wszystkich już uspokoił, był bon na $100 do użycia na przyszłe loty z Frontier.
Czy wykorzystam ten prezent? Myślę, że tak. Wypadki się zdarzają, miałam podobne sytuacje z innymi liniami lotniczymi i zachowanie Frontier nie odbiegło od normy. Jestem bardzo mało wymagającym podróżnikiem, nie potrzebuję darmowej puszko coca-coli i wygodnej poduszki, żeby wsiąść do samolotu. Ważne jest dla mnie, żeby dotrzeć na miejsce tanio i bezpiecznie. Uważam, że Frontier jest zdecydowanie do polecenia!